Ten wpis jest po to, by przekazać Wam jak bardzo rozumiem Wasze odczucia podczas udziału w sesji zdjęciowej. Przetestowałam też nie raz, jak duże znaczenie ma to, czy jesteście sami, czy z jedną lub więcej osób.

Rozumiem stres każdego, w kogo nagle zostaje wymierzona czarna puszka z doczepionym do niej czymś bardziej lub mniej wystającym (obiektyw) a do tego wszystkiego nie rzadko błyskające światło po oczach:). Wydawałoby się, że fotograf jest oswojony z aparatem i nie powinno mu robić różnicy, czy robi zdjęcia, czy są robione jemu. Owszem, robi! Przynajmniej mi. Nie wiem jak inni, ale jeśli tacy są i czytają ten wpis, to napiszcie o swoich odczuciach w komentarzach. Z przyjemnością dowiem się, jakie są :).

Mimo tego, że dziś jest prima aprilis – nie będę żartować, jeśli napiszę, że MAM OGROMNEGO STRESA pozując do zdjęć, w dodatku nie mając nic w rękach. Zauważam, że już nawet włożenie ręki do kieszeni, czy ich splątanie, albo chociażby trzymanie czegoś (poza kadrem), daje wielką moc i człowiek czuje się odrobinę pewniej.


Próbowałam ratować się blendą 😉 by tylko nie musieć patrzeć w obiektyw.

Jednak, mimo wszystko to dobre ćwiczenie, by stanąć “po tamtej” stronie i przypomnieć sobie od czasu do czasu, że to za grosz łatwe nie jest. Fotografowi o wiele łatwiej bo chowa się za swoją tarczą… Mawiał tak pewien fotograf, którego nazwiska niestety nie pamiętam, ale przypominam sobie te słowa w momentach krytycznych albo sytuacjach ciężkich do sfotografowania (a kilka takich miałam). Wtedy człowiek skupia się bardziej na tym, by zrobić poprawne zdjęcie, niż na rzeczywistym przeżywaniu tego, co się dzieje – ale o tym w innym wpisie.

Wracając do tematu – jeśli ktoś ma mi zrobić portret, a ja stanąć na przeciwko niego – czuję, że jestem coraz mniejsza, a łopatki nie mogą już bardziej się zgarbić. I jak tu wykrzesać dobre zdjęcie ? Takie, które pokaże nas prawdziwych, naturalnych, nie skrępowanych ? No właśnie. Podstawową rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę to wybór fotografa i to, jaką mamy z nim relację.  Czasem wystarczą dwa słowa i wiesz, czy nadajecie na tej samej fali i czy łatwo i szybko przyjdzie Wam wyluzować i dać się sfotografować bez spięcia. To jest coś, co potem mocno przekłada się na efekty zdjęć. Jeśli nie będzie tzw. “flow”, będziemy czuli się spięci, zestresowani i jedyną myślą w głowie będzie to, by uciekać gdzie pieprz rośnie – nic z tego nie wyjdzie. Dlatego ja staram się ten dystans skracać od pierwszego spotkania, czy kontaktu z klientem. Często przechodzę na “ty”, by zbudować mniej formalną relację, swobodną, która wiem, że przyczyni się do fajniejszych zdjęć i miłych wspomnień.

Mówią, że szewc bez butów chodzi. hah! Jakie to prawdziwe. Potrzebowałam swojego portretu głównie po to, by móc zaktualizować zdjęcia tutaj, na mojej stronce, która jest jednocześnie moją wizytówką. Zrobiłam to oczywiście w tzw. “międzyczasie”, czyli nikogo wcześniej nie uprzedzając, a wykorzystując ostatnie wolne minuty wynajmu studia. Tak więc po zakończonych zdjęciach, poprosiłam Alicję , która była tego dnia ze mną na planie (w charakterze wizażystki; https://www.facebook.com/kwiatkowskamakeup/), by cyknęła mi kilka portretów. Spisałam nawet sobie na kartce jaki po jakim, kiedy z pomadką na ustach, kiedy bez i z jakim tłem :D. Czasu więc było niewiele ale wyszło naprawdę fajnie. Efekty oceńcie sami :). To było naprawdę fajne doświadczenie! Jestem Ali wdzięczna za to, jak szybko i fajnie wcieliła się w rolę fotografa! Dobrze wie, jak odpowiednio ustawić, przesunąć, uchwycić, a przy tym wszystkim nieźle rozbawić!

Kolory nie są przypadkowe! Zieleń (w każdym odcieniu, ale najlepiej właśnie takim – butelkowym), to mój kolor. Ci, co mnie znają, często słyszą, że to co zielone jest lepsze :))). Myślę, że jest to mocno połączone z moją miłością do natury. Biały t-shirt i jeansy + trampki to zestaw, w którym najczęściej mnie spotkacie. Plus plecak! Bo praktycznie, wygodnie, fajnie, klasycznie. Less means more.

Widoczne na zdjęciach statywy, krawędzie, blendy, krzesła itd. to też zamierzone 🙂 tak bardziej nam się podobało. “Roboczo”. NIe bójcie się Wam takich zdjęć robić nie będę, tła jest zawsze dla każdego pod dostatkiem 🙂 To tylko nasza wizja artystyczna:).

 

Po zielonym tle, szybciutko przeskoczyłyśmy na białą ściankę. By uniknąć zlania się ze ścianą (nie ma to jak białe na białym. Moja skóra cierpiąca na brak słońca i opalenizny może też robić za blendę :)), na szybko w jakże profesjonalnym stylu zaaplikowałam pomadkę na usta. Alicja zrobiła wtedy w lustrze jakże profesjonalnie trafiony backstage:).

 

 

 

 

 

 

Efekty “bielsze już nie będzie” i ustawienia mnie w pozycję tak nie oczywistą dla mnie, że sama bym tego nie zrobiła. 🙂 A wyszło uważam całkiem fajnie!

I na koniec dołączę zdjęcie, które opublikowałam zaraz po sesji na swoich socialach więc pewnie już widzieliście. Dla odmiany, to fotka zrobiona telefonem 🙂 Nie miałyśmy pod ręką innego aparatu, a z tym moim w ręku było jakoś tak.. fajniej, bardziej mojo 🙂 I znowu! Pozycja tak nienaturalna dla mnie do siedzenia. Zupełnie inaczej wydaję się nam jak siedzimy, a inaczej widzi to osoba robiąca zdjęcie. Dlatego tak ważne są wskazówki fotografa podczas zdjęć i bieżące instruowanie i oczywiście ich słuchanie :D.

To tyle na dziś! Bawcie się dobrze od samego poniedziałku, żartujcie bardziej lub mniej żartobliwie 🙂 I oczywiście zachęcam do komentowania! Ostatni post wzbudził ogromne zainteresowanie i jeszcze większą radość we mnie! A jeszcze bardziej zapraszam oczywiście na fotki! Let’s have some fun! Zaczęłam już sesje plenerowe i terminy powoli uciekają jak świeże bułeczki <3.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *