To był luty. Spędziłam 3 tygodnie na Wyspach Kanaryjskich, z czego ostatnie 2 na Gran Canarii z moim mężem u Jego siostry bliźniaczki i Jej partnera. Dzień przed wyjazdem z Polski stałam się szczęśliwą posiadaczką bezlusterkowego Canona EOS R, a dzień przed powrotem już do Polski – przetestowałam go podczas sesji z Gosią i Josue. Co nie znaczy, że nie korzystałam z niego na wyjeździe bo cykałam fotki na okrągło i doceniłam bardzo jego małe wymiary i lekkość.

Moglibyście pomyśleć, że na pogodę na pewno mogliśmy liczyć, no bo przecież Kanary to raj i zawsze tam świeci słońce, ale wcale tak nie było. Każda wyspa ma swoje mikroklimaty w zależności od danego miejsca. Dodatkowo, silne wiatry i pochmurne, momentami nawet chłodne dni (przy tych wiatrach naprawdę chłodne!), nie są najlepszą opcją na taką sesję.

I na koniec… kalima! Coś, o czym dowiedziałam się dopiero podczas pobytu na wyspach. To taki pyło-piasek, który pochodzi z Sahary, a konkretniej z powstałych tam burz piaskowych i pokrywa całym sobą wyspę. W zależności od tego, jak silna przyjdzie, tak bardziej lub mniej uciążliwe jest życie mieszkańców. My całe szczęście trafiliśmy na tą opcję mniej uciążliwą, ale tak czy siak, nie opuszczała długo. Wykalkulować moment, w którym akurat ona odejdzie na chwilę i będzie piękne, pogodne niebo, było nie lada wyczynem 🙂

Poza tym, mieliśmy tak napięty grafik “turystyczny” z miejscami must see, zaplanowany przez Josue, że naprawdę nie było łatwo się wstrzelić :)) Koniec końców, udało się wybrać popołudnie, które pasowało każdemu, a pogoda dopisała i zrobiliśmy to!

Zjedliśmy na szybko kalmarki, popiliśmy piwkiem, winkiem (jak to na wakacjach :)))) i ruszyliśmy. Najpierw spacer klimatycznymi uliczkami Las Palmas, a potem błyskawiczny skok nad ocean, żeby zdążyć na golden hour. Z dusza na ramieniu, ale wszystko się udało. Były fajne nastroje, dużo uśmiechów i buziaków, piękne światło i co najważniejsze ONI i ich uczucie ♡

Miłego oglądania! Niech to ciepło Was otuli, a wiosna która dziś się rozpoczęła rozkwitnie w Was. Jeszcze chwilka, a i u nas będzie tak pięknie, ciepło i zielono, a plenerom nie będzie końca.

Jedna odpowiedź

  1. To było nasze pierwsze doświadczenie fotograficzne. Na początku było dużo stresu (u mnie), ale Ola swoimi opowieściami, historiami, dowcipami potrafi tak rozluźnić atmosferę, że w pewnym momencie zapomiałam, że robi nam zdjęcia. To była naprawdę fajna przygoda, którą na pewno kiedyś powtórzymy, a Oli możemy tylko podziękować za zapał z jakim podchodzi do swojej pracy oraz że jest wstanie rozmieszyć najbardziej zestresowaną osobą 🙂 A zdjęcia są po prostu przecudne!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *