To był naprawdę piękny i baaardzo słoneczny dzień. Pojechałam w Bieszczady dzień wcześniej, żeby złapać chwilę dla siebie i odetchnąć po ciężkich tygodniach pracy i intensywnych przygotowaniach do swojego ślubu i wesela. Ola i Kuba dojechali do mnie następnego dnia. Poszliśmy razem na spacer, zjedliśmy obiad, wypiliśmy kawkę.
Po południu spakowaliśmy wszystkie nasze toboły, czyt.: plecak ze sprzętem foto, suknię ślubną, garnitur, buty, kapelusze, kurtki, zasuszony bukiet ślubny, ciepłe ubrania na wieczór, czołówki, jedzenie i picie (było tego naprawdę dużo jak na górską wędrówkę) i ruszyliśmy. Początkowo mieliśmy plan, żeby przejść Połoniną Wetlińską i tam zrobić sesję na zachód słońca, ale trochę nam nie wyszło bo pomyliłam Przełęcz Wyżną z Przełęczą Wyżniańską i źle rozstawiliśmy samochody (na wejście i zejście z drugiej strony), a czasu na przestawianie nie było. Zresztą, Połonina Caryńska też jest piękna, tylko zaczęliśmy od bardziej intensywnego wejścia :)) 2 godzinki w górę, w pełnym słońcu. Lekko nie było.
Po względnie intensywnej wędrówce, kilku przerwach na Prince Pollo, kanapkę i wodę ze strumyka – udało się. Dotarliśmy!
Teraz tylko szybka przebiórka na szczycie i zaczynamy. Warunki mieliśmy idealne! Trochę wiało ale wiadomo, jak to na górze. Dotarliśmy do najwyższego punktu tuż przed zachodem i tam zaczęła się cała magia. Los chciał, że poznaliśmy tam Kasię i Konrada, którzy robili sobie sesję brzuszkową więc radości ich nie było końca jak zaproponowałam, że mogę cyknąć im kilka fotek wspólnych na pamiątkę!
Przy tej okazji i mi Konrad zrobił kilka zdjęć z backstage’u, a jedną z nich pozwolę sobie rozpocząć ten wpis.
Po tym krótkim wstępie nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Cię do oglądania zdjęć. Miłego!