Wpis ten kieruję do wszystkich odwiedzających moją stronę. Zarówno do tych, którzy są tutaj po raz pierwszy ale i do tych, z którymi znam się nie od wczoraj. Być może są fakty z mojego życia, o których nie macie pojęcia, a może coś Was zainspiruje i/lub popchnie w kierunku decyzji, których podjęcie odkładacie od dawna.

Tym wpisem chciałabym pokazać (z lotu ptaka) ścieżkę, jaką przeszłam by znaleźć się w miejscu, w którym od dawna marzyłam by być i jestem. Kiedy wreszcie robię to, co lubię.

KIM JESTEM?

Młodym człowiekiem. Kobietą, która od niespełna roku prowadzi swój mały biznesik foto, który (wg osób z zewnątrz) rozwija się w tempie błyskawicy:).

Zacznę klasycznie – od zawsze chciałam być fotografem. Jednak by ostatecznie do tego doszło – musiałam przejść długą i wyboistą drogę. W międzyczasie zdobyłam kilka innych zawodów, co może być dla niektórych nie małym zaskoczeniem:).

Szkołę średnią zakończyłam z tytułem technika budownictwa. Chciałam pójść  na studia fotograficzne ale po co.. przecież jest tylu fotografów. Co krok, to fotograf. Tak mi się wtedy wydawało. Nie wiedząc, na jakie studia chcę pójść, a nie mogąc też siedzieć “bezczynnie”, zapisałam się na dwuletnie studium kosmetyczne. Czemu nie. Lubiłam to robić. Robić mejkapy, paznokcie i inne. Po roku przygody ze studium, dziennej pracy w firmie budowlanej (najpierw zajmowałam się przetargami, a później sprzedawałam kręgi betonowe:) – nabrałam ochoty na prawdziwe studia. Nie wiedzieć skąd  – wybrałam zaoczne zarządzanie zasobami ludzkimi. Zaoczne, bo nadal pracowałam. Kolejny rok był istnym hardcorem: praca, studium i studia.

W tzw. międzyczasie przeskoczyłam na pracę w jednej z warszawskich korporacji – jako recepcjonistka – i przeprowadziłam się na stałe do Warszawy. Porzuciłam budowlankę, bo to nigdy nie była moja bajka. Tak naprawdę poszłam do tej szkoły tylko dlatego, że lubiłam rysować. Co się potem okazało – rysunku z tego wszystkiego było najmniej 🙂

Po 2 latach studium, które ukończyłam z kolejnym zawodem pod pachą – technik usług kosmetycznych, po roku na uczelni (na której okazało się, że nie wiem co robię), wzięłam urlop dziekański, odeszłam z pracy i wyjechałam na rok do Stanów. Niańczyć dzieci. Wzięłam udział w programie AuPair. Do tamtego momentu nie leciałam nigdy samolotem, a za dzieciaka płakałam do domu i nie wyjeżdżałam na dłużej niż 2 tygodnie. USA mi się jednak zawsze marzyło, a to był najlepszy moment by rzucić wszystko, spełnić swoje marzenia (dużym kosztem) i nauczyć się prawdziwego życia. Teraz, po ponad 5 latach od powrotu mogę śmiało powiedzieć, że nie mogło mi się nic lepszego w życiu przytrafić niż ten wyjazd. W tym momencie przypomniałam sobie o tym, że próbowałam pisać bloga podczas pobytu. OMG, jakie stare, dziecinne dzieje! Próbowałam, bo do prawdziwego blogowania było mi bardzo daleko 🙂

Dla zainteresowanych, podaję link-a: http://frompolandtotheusa.blogspot.com/   :))))

Tam, za zarobione i odłożone dolary kupiłam swoją pierwszą lustrzankę!!!!! Canon EOS Rebel T3i, europejska nazwa to 600D, z kitowym obiektywem. Służył mi bardzo dobrze przez te kilka lat!

Po powrocie do Polski.. łatwo nie było. Wróciłam na uczelnię. Zaliczyłam różnice programowe, wróciłam do starej firmy, ale już na inne stanowisko. Studia próbowałam jakoś sklecić ale nie było łatwo. Totalnie pod górkę ale chciałam je skończyć, skoro już zaczęłam. Jednak długo to nie trwało, a ja nie byłam w stanie wytrzymać kolejnych 2 lat w trybie uczelnia, praca. Szczególnie po tym, co przeżyłam w Stanach.

Marzyła mi się Ameryka Południowa. Machu Picchu. Nie mogłam pozbyć się tych obrazów z głowy.

Zaczęłam przeszukiwać sieć. Nie wiem dokładnie czego szukałam. Jedyne czego byłam pewna, to że muszę wyjechać bo zwariuję.

I trafiłam. Znalazłam na YouTubie ekipę Żukiem Przez Świat. To wywróciło wszystko do góry nogami jak tylko obejrzałam pierwsze minuty ich filmików 🙂 Weszłam na bloga i bang! Wpis o planowanej wyprawie do Ameryki Południowej. Nie czekałam nawet 5 minut. Napisałam do nich mejla, a klawiatura paliła mi się pod palcami. Po kilku dniach pojechałam do Wrocławia poznać załogę i przede wszystkim ŻUKA :). Po spędzeniu wspólnie kilku godzin – zostałam przyjęta do ekipy i już wspólnie planowaliśmy wyjazd.

Na skrzydłach wróciłam do Warszawy. Przygotowania do wyprawy ruszyły pełną parą, czasu nie było wiele bo ok 6 miesięcy. Wprowadziłam mocne oszczędzanie i załatwianie spraw na uczelni. Wcześniejsze zaliczanie egzaminów, oddanie pierwszych rozdziałów pracy licencjackiej itp. Udało się. Z końcem stycznia 2016 roku wsiedliśmy do samolotu, który zabrał nas do Buenos Aires.

Więcej o wyprawie przeczytacie na żukowym blogu:

http://zukiemprzezswiat.pl/

Na YT są też filmy:

https://www.youtube.com/results?search_query=zukiem+przez+swiat

To był kolejny wyjazd, który mocno zmienił mi w głowie i w życiu.

3 intensywne miesiące, podczas których mam wrażenie, że moje ciało spotkało się z duszą. Przeszłam na inny poziom świadomości.Doświadczyłam tak dużo i tak mocno, że do tej pory jestem ogromnie wdzięczna za przeżyty czas i poznanych ludzi, którzy ze mną byli w tym czasie. Miałam też nie małą lekcję fotografii! To dzięki Marianowi z ekipy (którego z tego miejsca pozdrawiam), nauczyłam się o co chodzi w manualnych ustawieniach aparatu i generalnie przyswoiłam sporo praktycznej i przydatnej wiedzy.

W trakcie podróży przeżyłam kilka krytycznych momentów. Szczególnie mocno pamiętam jeden z nich – chorobę wysokościową, z której ledwo co wyszłam cało. To był moment, który tak mocno mną potargał, że po powrocie do kraju, mając wspomnienie tego co się wydarzyło, nie miałam najmniejszej ochoty robić czegoś na siłę, bo tak trzeba i wypada. Szybciutko więc skończyłam studia na etapie licencjata. Nawet prze myśl nie przeszło mi by startować na magistra :). Cały czas marzyłam o tej fotografii. Ciągle miałam myśli z nią związane z tyłu głowy. Widocznie w tym czasie nie miałam jeszcze odwagi albo po prostu musiałam dojrzeć do decyzji, by móc zaangażować się w 100%.

Zaliczyłam więc po drodze jeszcze kilka innych wyjazdów. Najpierw była wyspa Guernsey i kilkumiesięczny pobyt na niej związany z pracą (i oczywiście odkładaniem na podróż). To tam podjęłam w głowie decyzję, że CHCĘ BYĆ FOTOGRAFEM. I zrobię wszystko, by iść tylko i wyłącznie w tym kierunku. Zapisałam się od razu na kurs Photoshopa w Warszawie, który startował chwilę po moim powrocie. Zrobiłam szybciutko podstawowy kurs, po czym poleciałam z koleżanką na planowany od kilku miesięcy wyjazd na Kubę.

Po powrocie wróciłam do Akademii Fotografii w Warszawie, tym razem na drugi etap kursu Photoshopa – zaawansowany. Po jego ukończeniu, jakimś cudem (dosłownie) znalazłam się na zaawansowanym kursie fotograficznym w AF, który trwał zaocznie kilka miesięcy. To tak, jakby drzwi same otwierały się przede mną. Zajęcia z różnych dziedzin fotografii: mody, architektury, portretu, fotografii analogowej i innych, tak mocno mnie inspirowały, ciekawiły, wciągały, że nie mogłam odpuścić. Postanowiłam pójść za ciosem. Dowiedziałam się o dofinansowaniu na własną działalność. Przygotowałam dokumenty (trwało to długo! i nie było łatwo), ale udało się! Dnia 1 maja 2018 roku otworzyłam własną działalność pod nazwą ALEKSANDRA ROSA FOTOGRAFIA.

CO ROBIĘ ?

Przede wszystkim FOTOGRAFUJĘ! Czyli robię to, o czym marzyłam, do czego dążyłam i co z wielkim trudem udało mi się osiągnąć. W związku z tym, że jest to coś, co narodziło się z mojego hobby dbam, by każde zlecenie wykonywać najlepiej jak potrafię. Jednak bez zbędnej, spiętej gumki:) Bo to nikomu do niczego nie potrzebne, a tylko więcej popsuje niż pomoże. Otwartość, tolerancja, komunikatywność i brak barier w nawiązywaniu relacji to cechy bardzo ważne i przede wszystkim przydatne w pracy fotografa. A ja mam wrażenie, że się z tym wszystkim urodziłam, tylko trzeba było mi lat i podróży by móc to dostrzec, wypracować, odkryć, oszlifować :).

Nie zamykam się na jedną, czy dwie konkretne dziedziny fotografii.

Jestem obecna z aparatem podczas ślubów, wesel, chrztów, innych imprez. Uwielbiam fotografować ludzi. Robić im portrety.

Często organizuję tematyczne sesje z dzieciakami – bo dzieci są SUPER! Mimo to, że to nie jest łatwy kawałek chleba:) Niecierpliwią się w tempie błyskawicznym.

Robię też zdjęcia produktowe dla firm.

Nie boję się sesji plenerowych i studyjnych.

Robię również sesje modowe – w Polsce i za granicą.

Nie boję się wyzwań, zaangażowania w 200% i rzeczy niemożliwych.

PO CO TO ROBIĘ ?

♡ Bo lubię. Bo życie jest fajne, krótkie i jedno. Po co robić coś, co skręca w żołądku i częściej prowadzi do smutku niż radości ?

♡ Bo chcę uszczęśliwiać siebie i innych

♡ Bo chcę budować i rozwijać biznes, swoją markę

♡ Bo chcę być zależna od siebie

♡ Bo to czuję

♡ Bo chcę ciągle się uczyć, doszkalać, odkrywać

♡ Bo chcę poznawać nowych ludzi, odkrywać nowe miejsca, uczestniczyć w niepowtarzalnych wydarzeniach

♡ Bo… jest pewnie więcej ale nie chciałabym, by ten wpis okazał się najdłuższym wpisem świata 🙂

Jeśli dobrnęliście do końca – BRAVO! i wysoka piątka.

A teraz – zadawajcie pytania w komentarzach lub wiadomościach prywatnych – na każde chętnie opowiem.

A może chcielibyście zrobić ze mną coś fajnego  ? Macie pomysł na ciekawy projekt ? – Napiszcie! I am in!

I – wspaniałego pierwszego dnia wiosny! Od teraz będzie tylko cieplej i piękniej 🙂

PS. Jeśli potrzebujesz szybkiej akcji foto, z gotowymi zdjęciami NA JUŻ – dzwoń, pisz. Terminy na ślub 2019 też jeszcze mam! Do zobaczenia <3

 

 

13 odpowiedzi

    1. <3 dziękuję!!! Cieszę się bardzo, że druga półkula światowa też czyta moje posty:) a jeszcze bardziej cieszy mnie rozsiewanie dobra i radości:)

  1. Niezwykle inspirujący post! Każdy chciałby robić to co kocha ale nie każdy ma taką odwagę jak Ty by podążać za tymi marzeniami! Dziękuję za pozytywny zastrzyk energii i inspiracji 🙂 Trzymam kciuki za rozwój Twojego biznesu!

    1. Trzeba się odważyć.. bo co innego pozostaje 🙂
      Bardzo dziękuję. Ogromnie mi miło, że mogę zainspirować albo chociaż wywołać uśmiech na buzi:) pozdrawiam!

    2. Bardzo dziękuję! I ogromnie się cieszę, że mogę być inspiracją i motywować do działania 🙂 Uściski!

  2. Historia niby długa, ale czyta się super… ładnych parę lat zawartych w zwięzłej historii:) historii, która może być motywacją dla innych.

    1. Dziękuję. To miłe czytać takie komentarze. I mnie przy okazji motywuje do dalszego pisania i działania! 🙂

  3. Dobrze, że akurat wstrzeliłam się z urodzeniem dziecka ???? będziemy mogły ćwiczyć wspólnie cierpliwość i umawiać się z Tobą na fotografowanie wszystkich tych etapów życia po kolei ????pierwsze super foty już za nami????

    1. Aaaaaa! Super, że tu zajrzałaś/ zajrzałyście! Oczywiście!!! Nawet nie tyle narodzinami się wstrzeliłaś bo przecież i sesja brzuszkowa za nami! 🙂 Malutka już pewnie TAKA duża! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *